Astrologia

Planety w płaszczyźnie "domów"

 
[1999-01-11: tekst ten powstał jako głos w dyskusji o tym, że mając czyjś horoskop, zaczynamy dopasowywać, a nawet przypisywać tej osobie cechy wynikające z interpretacji tegoż kosmogramu, które to cechy niekoniecznie ta osoba posiada...]

[Draft 0.11; 1999-01-11]
 

Jedna z czytelniczek serwisu www.astrologia.pl napisała:
>
> Przeprowadziłam kiedyś serię "eksperymentów" podając błędną datę i
> zauważyłam, że często osoby znające horoskop patrzą na mnie poprzez
> kółeczko, ktore sobie wyrysowały i naginają prezentowane przeze mnie
> cechy do swojego wykresiku. Wolę więc pozostać poza cudzymi
> schematami.
>

        Co do tego, że się patrzy na człowieka poprzez jego kosmogram, to większość z nas odrobinę zbyt optymistycznie patrząc na możliwości astrologii tak robi (te kilka tysięcy lat jej istnienia jeszcze bardziej sugerują nam, pytanie czy akurat prawdziwie,  że jest ona już pełna i kompletna).

        Problem sprowadza się do pytania, czy taki kosmogram jakiego używamy, zawiera już pełne i kompletne informacje dotyczące danej osoby (pomińmy informacje "pozaastrologiczne"), czy też nie. Na pewno pokrywanie się pojedynczych cech, które znaleĽliśmy w kółeczku z cechami danej osoby szybko nas ugruntowuje w przekonaniu, że astrologia działa. Ale zrobienie interpretacji to zrobienie synstezy tychże cząstkowych elementów i porównanie końcowego, kompletnego modelu z oryginałem. A tutaj muszę się szczerze przyznać że nawet po włączeniu progresji i tranzytów z takiego "tradycyjnego" kółeczka - ekliptyka i na niej domy (nie daj Boże w jakimś błędnym systemie, gdzie planety są w niewłaściwych domach) dla mnie (mojego kosmogramu) brakowało ciągle sporej ilości cech charakterologicznych. Zgodnie z regułą, że im więcej razy następuje powtórzenie elementów wskazujących na istnienie danej cechy, tym większe prawdopodobieństwo, że jest ona silnym i znaczącym elementem charakteru. Czyli innymi słowy występuje większość elementów z których można wywlec moje cechy, ale już zgodnie z regułami astrologii ułożyć pod względem siły się ich nie da. Niektóre cechy główne i podstawowe mają na swoje potwierdzenie co najwyżej nieliczne i drugorzędne elementy, i w kosmogramie są słabiej podkreślane niż niektóre mniej ważne elementy mojej psychiki.
        Podobnie z tranzytami i progresjami sekundarnymi - mając listę najważniejszych działających progresji i tranzytów bez trudu da się dopasować do niej wydarzenia z życia (wydarzenia w sensie zarówno zewnętrznych zdarzeń i jak i wewnętrznych przełomów). Dodanie tranzytów do planet progresywnych zdecydowanie to poprawiło, jednak nadal nie w stopniu pozwalającym na zamknięcie tematu, czyli innymi słowy liczba zdarzeń "niewyjaśnialnych" ciągle jest w stosunku do wszystkich zbyt duża (kilkadziesiąt procent, czyli powiedzmy 2/3 zamiast połowy). Natomiast w drugą stronę zostaje spora lista (spora, tzn. czasami trochę, a czasami połowa i więcej, w zależności od osoby), którym wg. wiedzy astrologicznej nie dało się przypisać astrologicznych tranzytów i progresji. Dołożenie roju komet (Chiron, Pholus, Nessus, a oprócz tego co najmniej kilkadziesiąt tysięcy obiektów pasa Kuipera i nawet więcej komet długookresowych), gwiazd stałych (wszak jest ich wiele bilionów), punktów arabskich (setki, aklbo i tysiące :-) ) nijak nie zwiększa tej poprawności, czyli nie tłumaczy dotychczasowych niewyjaśnionych astrologicznie zdarzeń. Dodaje natomiast nawet setki razy więcej (dla punktów arabskich) lub biliony razy więcej (dla gwiazd stałych) możliwości wydarzeń, choć z dotychczasowych jeśli nawet jakieś tłumaczy, to raczej znikomy procent, a wobec dodania multum nowych punktów skuteczność z kilkudziesięciu procent (tradycyjne 10 planet na ekliptyce + osie) spada poniżej promila, niestety (o ile poniżej promila, to już raczej trudno ustalić :-) ). Dlatego też gwiazd stałych, pktów arabskich i komet  nie uważam za część astrologii, tylko za zwykłe wróżbiarstwo, i równie krytycznie wypowiadam się na temat astrologów je stosujących, z powodów przytoczonych: nie dość, że nie tłumaczą tych wydarzeń, które się naprawdę wydarzyły (w odróżnieniu od planet i osi),  to jeszcze dodają multum nowych tranzytów, na których nigdy nic się nie wydarzyło.
        Fragmentarycznie da się przy pomocy astrologii opisać człowieka, i jeśli ma nam to pomóc, to należy astrologię stosować - jeśli nie mamy wiedzieć nic, to lepiej wiedzieć część. Natomiast należy cały czas dobrze rozumieć, że nie mamy pełnej informacji dzięki astrologii. Zarówno dlatego, że dotychczasowa astrologia nie pozwalała/pozwala na to ze względu na współczesny poziom wiedzy astrologicznej, jak i dlatego, że analiza i synteza to trudna sztuka, której w dodatku należy poświęcić sporo czasu, żeby otrzymać rzetelne rezultaty.

        Co do uzupełnienia brakującej informacji ostatnio przeprowadziłem pewien myślowy eksperyment. Związany jest on z domami, jednym z podstawowych elementów kosmogramu, który jednak jest najmniej jak dotychczas poznanym. Moją opinię na temat systemów domów być może już niektórzy znają, ale że nie publikowałem jeszcze żadnego tekstu na ten temat, to zrobię to teraz.
        Skoro system domów jest związany z ruchem obrotowym Ziemi (podobnie jak Zodiak z ruchem obiegowym), to może istnieć tylko jeden system domów. Po drugie, multum dotychczas istniejących systemów bierze się z faktu, że żaden z nich nie jest poprawny - w każdym prędzej czy póĽniej jakaś planeta natalnie albo tranzyt poprzez dom aktywizują co innego, niż by z merytorycznego znaczenia konkretnego domu wynikało (częściowe wytłumaczenie tego progresjami - wszak idąc do przodu lub tyłu aktywizują następny lub poprzedni dom, tłumaczy tylko część, a tę część tłumacząc jeszcze wyraĽniejszymi czyni sprzeczności). Z drugiej strony z powodu faktu, że mamy tylko 12 domów, a więc nasza dokładność wyznaczania, czy jakiś obiekt jest w danym domu, czy nie, ma dokładność ok. 1/12 calego Zodiaku (360 stopni) - zbyt mała żeby empirycznie (bo w dodatku trzeba uwzględniać progresje) określić, gdzie domy się zaczynają. Poza tym domy będąc związane z ruchem obrotowym, którego płaszczyzna jest inna niż płaszczyna ekliptyki (a płaszczyzna rzutowania może być jeszcze inna), wymagają brania rzeczywistych pozycji planet w przestrzeni (bo poza Słońcem planety bywają zwykle poza płaszczyzną ekliptyki, Pluton nawet do 17 stopni). Więc tradycyjne rysowanie domów na ekliptyce wcale nie pozwala nam określić poprawnie (poza Słońcem), czy obiekty są we właściwych, czy też nie.

        Co więcej, przyjrzenie się definicjom geometrycznym różnych systemów domów (a przede wszystkim Campanusa i Regiomontanusa oraz Kocha i Placidusa) pokazuje, że dwa punkty, Asc i MC, powszechnie uważane za początek 1 i 10 domu (wersję, że początek domu jest jego środkiem zostawmy na inną okazję :-)), w tych systemach wcale nimi nie są. Bo po pierwsze, punkty te (Asc i MC) są zdefiniowane dla wszystkich szerokości geograficznych (poza biegunami Ziemi), a w systemach domów:
- systemy Kocha i Placidusa są zdefiniowane tylko w obszarze między kołami podbiegunowymi (więc tylko dla niektórych miejsc, dla których są zdefiniowane Asc i MC), w dodatku opierają się na czasowym wyznaczaniu początków domów (co w świetle definicji, że kosmogram jest obrazem nieba w danej chwili, powoduje, że kosmogram wyrysowany przy ich pomocy nie jest kosmogramem astrologicznym) (tu uwaga na marginesie - tym większe zdziwienie budzi fakt, że jak dotychczas były to dwa najskuteczniejsze - pod względem współczynnika trafień - systemy domów);
- Campanus - MC jest początkiem 10 domu tylko w obszarze pomiędzy kołami podbiegunowymi - poza kołem podbiegunowym staje się czasami IC (!), a kolejność domów jest wtedy odwrotna niż być powinna (co do zwrotu zarówno Zodiaku, jak i domów, wyznaję opinię, że jest taki sam dlatego, że i te dwa podstawowe ruchy obrotowe/obiegowe Ziemii odbywają się w tym samym kierunku), czyli system ten dla niektórych obszarów na Ziemi stawia dość karkołomne twierdzenie, że niektóre części Ziemi wirują w inną stronę, niż wirują (tylko jak dotychczas nikomu czegoś takiego nie udało się zobaczyć :-)
- Regiomontanus - tak samo jak Campanus.

        Po drugie: geometria w swoich definicjach wprowadziła rozróżnienie punktu od linii (okrąg w astronomii sferycznej), a tej z kolei od płaszczyny (powierzchnia sfery w astronomii sferycznej). Ascendent jest zdefiniowany jako punkt (a nie okrąg, jak by chcieli niektórzy). W związku z tym okazuje się, że punktem początkowym dla tych systemów domów wcale nie jest Asc, a cała płaszczyzna horyzontu. Co niesie już w sobie wewnętrzną sprzeczność... Właściwym punktem początkowym jest oczywiście dla domów Campanusa zgodnie z ich definicją punkt wschodni horyzontu, który z Asc pokrywa się tylko dwa razy w ciągu dnia. Podobnie dla domów Regiomontanusa. Dla Placidusa i Kocha mógłby być to punkt przecięcia horyzontu z małym kołem (jakie zatacza zenit w czasie swego obrotu razem ze sferą niebieską).
        W żadnym z tych systemów więc punkty początkowe domów rzadziej bądź częściej nie pokrywają się z osiami kosmogramu. To, co widzimy w tablicach domów, gdzie pocz. 1 domu ma dla tych czterech systemów domów tę samą wartość jak Asc, wynika ze sposobu rzutowania punktu początkowego w ten sposób, że w rzucie na ekliptykę pokrywa się on z Asc. Jednak pod względem geometrii może znajdować się w rzeczywistości nawet w dużej odległości od Asc. Więc co do poprawności pod względem empirycznym, fakt, że jakiś system domów jest w jakiejś części poprawny, oznacza dla mnie po prostu, że w części jest niepoprawny. A skoro uważam, że istnieje jeden tylko system domów (bo musi, więcej systemów z powodu takiej a nie innej ilości obserwowanych zjawisk, czyli obrotów/obiegów Ziemii, być nie może; perturbacje traktuję jako perturbacje :-). I podobnie jak w przypadku znaków Zodiaku (Zodiak tropikalny), gdzie dane z niego wynikające są w pełni poprawne, żeby dany system domów był naprawdę tym systemem domów, także dane z niego wynikające muszą być w 100% poprawne (pod warunkiem, że mamy dostatecznie dokładnie podaną godzinę urodzenia).

        Moją propozycję systemu domów już znacie, ale tylko w formie suchej formuły - jaka to płaszczyzna i jak ją rzutować (albo planety na nią).

        Z powodów opisanych powyżej mój system domów jest jak dotychczas jedynym, który jest zdefiniowany poprawnie dla wszystkich szerokości geograficznych pod względem poprawności osi, tzn. Asc jest zawsze początkiem 1 domu, a MC początkiem 10 domu (rzecz jak dotychczas niespotykana, bo zawsze były jakieś obszary na Ziemi, gdzie ten warunek spełniony nie był, jeśli w ogóle były jakieś obszary, gdzie był spełniony :-)). Pod względem praktycznym, poza przypadkami, kiedy przy Asc domy są dłuższe niż przy MC (fizycznie raczej niemożliwe dla naszych szerokości geograficznych i rzutowaniu w kierunku ekliptyki i równika) w krótszych ćwiartkach są one bardzo podobne do domów Placidusa, a w dłuższych Kocha.

        A teraz przejdę do opisu tego, co zrobiłem ostatnio. Zastanawiałem się od początku mojego uprawiania astrologii nad fenomenem Zodiaku tropikalnego, a także kompletnej bezużyteczności Zodiaku "syderycznego" w formie nam serwowanej, czyli na ekliptyce. Bo to co robimy, aby porównać dwa kosmogramy (a precesja zachodzi wszak z całkiem przyzwoitą prędkością 1 stopnia na 72 lata), to dokonujemy dwóch obrotów jednego z nich w ten sposób, że wynikowa płaszczyzna pokrywa się z płaszczyzną drugiego oraz pokrywają się punkty początkowe każdego z nich (punkty 0 Barana). Planety i inne obiekty obracamy wraz z płaszczyzną ekliptyki. Co więcej, w tradycji tropikalnej jest to jedyny sposób porównywania uważany za poprawny (przynajmniej jeśli chodzi o działanie tranzytów, zarówno moja praktyka z kosmogramami historycznymi, jak i innych astrologów, to potwierdza; kosmogramy ludzi żyjących obecnie rzadko różnią się więcej niż o jeden stopień, więc można to potwierdzić tylko tam, gdzie tranzyty wyładowują się z dokładnością do minut kątowych, a więc często...). W kosmogramie z kolei mamy dwa takie układy odniesienia - ekliptyka oraz płaszczyzna domów. Skoro robimy to dla różnych momentów czasowych, to możemy przecież to zrobić także dla tego samego momentu czasowgo, ale różnych płaszczyzn, które go opisują. Skoro działa to dla ekliptyki, to i wg reguł astrologii musi działać także dla domów (jeśli nie działa, to znaczy że system domów nie jest systemem domów). Jedynym problemem jest fakt, że jak to dotychczas przedstawialiśmy na ekliptyce, domy były nierówne. Ale dla domów zdefiniowanych w przestrzeni (Campanus, Regiomontanus i opracowany przeze mnie system domów) na swej podstawowej płaszczyĽnie domy są równe. Więc zamiast rzutować domy na ekliptykę, robimy odwrotnie - aby otrzymać ich graficzną reprezentację równoważną tropikalnemu Zodiakowi, rzutujemy planety na płaszczyznę domów.
        Teraz zostaje nam więc wykreślenie takiego koła dla wybranego systemu domów oraz porównanie go z kosmogramami innych osób oraz ekliptycznymi tranzytami na niego (tranzyty domów podobnie jak tranzyty osi są zbyt szybkie, żeby je rozpatrywać, poza zegarem astrologicznym). Podstawowym problemem jaki się pojawia od razu jest dokładność godziny urodzenia -1 minuta czasu to ok. 15' kątowych - a więc znając z dokładnością 1 minuty swój czas narodzin z taką właśnie dokładnością możemy wyznaczyć pozycje planet w takim kosmogramie. A 15' kątowych to w tranzycie dla Plutona 2 tygodnie czasu, niestety. Natomiast jeśli chodzi o zwiększenie dokładności określania planety w domu daje to nam drastyczne polepszenie parametrów - wszak kilka akapitów powyżej, w kontekście nierównych domów na ekliptyce,  mówiliśmy o dokładności 1/12 z 360 stopni (bo w tamtej reprezentacji ograniczaliśmy się do okreśłenia, czy planeta jest w konkretnym domu, czy też nie). Tutaj przechodzimy od razu do stopni (jeśli mamy godzinę ur. z dokł. 5-10 minut), a nawet dokładniej (jeśli kosmogram jest zrektyfikowany) - zwiększyło nam to w sposób ogromny rozdzielczość, z jaką obserwujemy to zjawisko, a więc i uzupełniły moją interpretację o cechy, których dotychczas brakowało. Podobnie z listą tranzytów - tutaj dla mojego systemu domów przeżyłem szok który jak dotychczas w astrologii przeżyłem tylko raz - kiedy porównałem listę wydarzeń z mojego życia z listą tranzytów na tropikalną ekliptykę (bo gdybym porównał ją tranzytami z syderycznej ekliptyki, to bym tego szoku nie przeżył, bo zamiast dokładności +-1 dzień, jaką zaobserwowałem, to od tranzytów dla Plutona tranzyty dla mnie miałyby duże kłopoty z trafieniem w ten sam miesiąc , niestety:-<  ) Przy synastrii dla siebie wymagania dotyczące dokładności godziny urodzenia są podobne jak dla dwóch osób - 5-10 minut. A takich osób jest sporo, nawet bez rektyfikowania. Obserwacja tych kosmogramów, gdzie znam z takimi dokładnościami godz. urodzenia, ukazuje podobny efekt - cechy z tej dodatkowej płaszczyzny oraz porównanie z płaszczyzną ekliptyki uzupełniają cechy tak, że interpretacja dla danej osoby pokrywa się z jej rzeczywistym charakterem dużo dokładniej.
        Podobnie planety w aspektach pomiędzy tymi dwoma płaszczyznami tworzą linie w astrokartografii tak samo jak linie planet na osiach - tak samo tutaj kilka takich linii idących przez określone obszary od razu wyjaśniało mi to, co tam przeżywam (czego tradycyjna, oparta tylko na planetach na osiach astrokartografia, ani tradycyjne kosmogramy, nie były w stanie).

        Podobny efekt w przypadku innych systemów domów (skupiłem się na kole godzinnym oraz systemie Campanusa; trochę także obserwowałem to w systemie Regiomontanusa) nie występuje (co nawiasem mówiąc uważam za dostateczne, empiryczne w końcu, okazanie, że nie są one systemami domów).

        I kończąc temat rozwinięty w wątku, dopiero teraz interpretacja oraz listy tranzytów zaczęły być kompletne na tyle, żeby być jakąś podstawową do kompletnego opisu, a co za tym idzie, i zadowalającego wyjaśnienia danej osoby jej kosmogramem. Że już nie tylko częściowo, ale w dużej części model uzyskany astrologicznie jest praktycznie tożsamy z właścicielem tego kosmogramu.
 

Copyright 1999 by Bogdan Krusiński

Copyright © 1999 by Bogdan Krusiński, ® Wszelkie prawa zastrzeżone / All rights reserved. To jest strona Bogdana Krusińskiego